pl | en

FELIETON

DAFT PUNK
Random Access Memories
Ostatni album lat 70.

˻ CZĘŚĆ II ˺: W oparach nagrań

Z okazji 10. rocznicy premiery ostatniego albumu Daft Punk, Random Access Memories, BARTOSZ PACUŁA przybliża kulisy jego powstania i sprzedaży. Autor stara się ponadto wskazać, że pod względami koncepcyjnym, produkcyjnym i komercyjnym to krążek, któremu bliżej do lat 70. XX wieku – być może najbardziej ekscytującego czasu w historii fonografii. Druga (i ostatnia) część przybliża sposób nagrania krążka.


FELIETON

tekst BARTOSZ PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity” | mat. pras. Columbia Records


No 231

16 lipca 2023

Z okazji 10. rocznicy premiery ostatniego albumu Daft Punk, Random Access Memories, BARTOSZ PACUŁA przybliża kulisy jego powstania i sprzedaży. Autor stara się ponadto wskazać, że pod względami koncepcyjnym, produkcyjnym i komercyjnym to krążek, któremu bliżej do lat 70. XX wieku – być może najbardziej ekscytującego czasu w historii fonografii. W drugiej części skupia się na opisaniu perypetii związanych z nagraniami.

» DAFT PUNK, Random Access Memories. Ostatni album lat 70., ˻ CZĘŚĆ I ˺: W oparach historii → TUTAJ.

SZYSCY PISZĄ TERAZ o sztucznej inteligencji – napiszę więc i ja. Chociaż jeszcze nie wiemy w jaki sposób i do jakiego stopnia SI wpłynie na naszą rzeczywistość, jedno możemy stwierdzić z całą pewnością: zmiany będą miały przemożny, wszechogarniający charakter. To, jak pracujemy, odpoczywamy i tworzymy będzie ulegało niekończącemu się przekształcaniu – co istotne, już bez pełnej kontroli ludzi nad tym procesem. Wielu z nas już teraz zaczyna obawiać się o swoje kariery; nie dziś ani nawet za rok, ale być może jeszcze w tej dekadzie wiele zawodów będzie mógł wykonywać, od początku do końca, algorytm, należący zapewne do jednej z międzynarodowych korporacji.

Zjawiskowy rozwój możliwości SI przynosi ze sobą więcej, niż tylko jedno zagrożenie. Pod znakiem zapytania stanął wszakże monopol człowieka na pracę kreatywną. Już teraz SI jest w stanie generować, przy otrzymaniu odpowiednich danych wejściowych, teksty i obrazy o charakterze artystycznym. Ciekawym, i dla wielu równie groźnym, przykładem możliwości współczesnej technologii jest zyskujący na popularności trend, polegający na wykorzystaniu SI do zastępowania aktorów głosowych w grach wideo czy filmach. Można więc śmiało powiedzieć: „Dokonało się”. Za moment człowiek nie będzie już niezbędnym elementem w procesie pracy twórczej.

Przynajmniej tej niskiej jakości.

Zwróćcie muzyce ludzi

CHOCIAŻ ZAKORZENIENI W ESTETYCE spod znaku house’u, Francuzów z Daft Punk należy uznać za, być może, jednych z ostatnich apologetów czynnika ludzkiego w muzyce. W wywiadach promujących ich ostatni album studyjny, Random Access Memories, zwracali uwagę na godną pożałowania współczesną myśl fonograficzną, wskazując jednocześnie, że to, to miało miejsce na przełomie lat 70. XX wieku należy uznać za „szczytowy przykład kunsztu w rejestracji dźwięku”. Ogromny budżet, studio z prawdziwego zdarzenia, muzycy, którzy przebywają razem w tym samym pomieszczeniu, wymieniają się pomysłami i urządzają wspólne sesje i specjaliści od inżynierii, miksu i masteringu – to wszystko składało się, zdaniem ikonicznego duetu, na być może najbardziej ekscytujący czas w historii fonografii, obfitujący w dzieła wielkie, albumy z prawdziwego zdarzenia. Zabierając się do pracy nad Random Access Memories, chcieli odwołać się do tego etosu, jak się wydaje – już zapomnianego.

Jednym z najważniejszych czynników stojących za sukcesem RAM jest docenienie roli czynnika ludzkiego w procesie powstawania albumu. Członek duetu, THOMAS BANGALTER, zwracał uwagę na to, że żywi muzycy wnoszą „nieskończoną liczbę niuansów”, których zrozumienie pozostaje poza zasięgiem maszyn. Do takiego wniosku francuski duet mógł dochodzić latami, ale za kluczowe – przynajmniej w mojej opinii – należy uznać doświadczenie związane z nagrywaniem muzyki do filmu Tron: Dziedzictwo.

Chociaż krążek ten jest często pomijany w rozmowach, w których Daft Punk jest głównym bohaterem, dla mnie wciąż pozostaje jednym z najlepszych soundtracków w historii kinematografii, dalece przebijającym jakość samego obrazu. Podczas nagrywania ścieżki dźwiękowej, GUY-MANUEL DE HOMEM-CHRISTO i Thomas Bangalter korzystali zarówno z dobrodziejstw współczesnej technologii, jak i umiejętności muzyków z krwi i kości, w ciekawy i inspirujący sposób miksując muzykę elektroniczną i symfoniczną. Warto dodać, że prace nad soundtrackiem do filmu Tron odbyły się w momencie, w którym pomysł nagrania czwartego studyjnego albumu kiełkował już w głowach duetu, nie mogło więc nie wywrzeć to na proces twórczy żadnego wpływu.

Daft Punk, powołując do życia swoje kompozycje, które weszły w skład tracklisty Random Access Memories, nawiązał współpracę z wieloma artystami. Myśląc o tym krążku, najczęściej przychodzi nam na myśl hitowe Get Lucky, na którym udzielili się NILE RODGERS oraz PHARRELL WILLIAMS, jednak w skład albumu weszło przecież o wiele więcej utworów z gościnnymi występami.

Ktoś mógłby zauważyć, że przecież i obecnie wszelkiego rodzaju gościnne występy w piosenkach są powszechne; czasami – to moje wrażenie jeszcze z czasów pracy w radiu RMF FM – trudniej jest znaleźć piosenkę bez charakterystycznego dopisku „feat.”, wskazującego na to, że możemy spodziewać się przynajmniej krótkiej wstawki innego muzyka. We współczesnej branży fonograficznej tego typu współprace i „kolaboracje” (nota bene: to błędne wyrażenie, jeszcze jeden anglicyzm, który pomija negatywne konotacje związane z tym rzeczownikiem w języku polskim) mają jednak wymiar społeczny, nie artystyczny. Chodzi w nich najczęściej o wytworzenie w fanach poczucia spełnienia, a nie o głębokie umiłowanie sztuki. Przesłonięta celebryckim blichtrem i deszczem pieniędzy, ta schodzi na dalszy plan.

W wypadku RAM klucz doboru współpracowników był ściśle podporządkowany umiłowaniu muzycznego rzemiosła. o dlatego, pomijając być może Nile’a Rodgersa, na płycie nie uświadczymy wielkich nazwisk, tych z pierwszej ligi. Nawet fakt sięgnięcia po niegdysiejsze sławy pokroju GIORGIO MORODERA nie można uznać za wybieg czysto marketingowy; wyblakły blask niegdysiejszej sławy był zbyt słaby, by mógł w ten sposób pomóc francuskim muzykom. Na krążku znajdziemy za to masę utalentowanych kompozytorów i wykonawców, w tym muzyków sesyjnych, którzy w swoim CV mają wpisane wspólne granie z Michaelem Jacksonem, Herbie Hancockiem czy Erikiem Claptonem.

Zwróćcie muzyce brzmienie

TEN HUMAN TOUCH, czynnik ludzki, o którym wspominałem, objawia się na RAM nie tylko w sferze muzyki, ale i rejestracji dźwięku. Nad albumem pracowało w różnych momentach kilku wybitnie utalentowanych specjalistów, a przed każdym z nich Daft Punk stawiał to samo zadanie, które można streścić w niniejszy sposób: mniej cyfry, więcej życia.

PETER FRANCO, inżynier dźwięku i producent muzyczny, współpracujący z duetem od 2006 roku (towarzyszył im wtedy podczas ostatniej trasy koncertowej grupy, owocem której był nagrodzony statuetką Grammy w kategorii Best Electronic Album krążek Alive 2007), tak opisuje mindset Guy-Manuela de Homem-Christo i Thomasa Bangaltera podczas prac nad albumem:

Jest coś takiego w analogu, że ten jest znacznie żywszy i bardziej pociągający. Nawet jeśli nie słyszysz tej różnicy, wydaje się, że ludzie ją wyczuwają. To kluczowe, ponieważ w muzyce chodzi właśnie o czucie i o to, w jaki sposób wpływa na nastrój. Thomas i Guy-Manuel od zawsze zdawali sobie sprawę z plusów i minusów cyfry. Nawet podczas trasy koncertowej z 2006 roku staraliśmy się trzymać z dala od domeny cyfrowej […]. Dlatego na tym (RAM – dop. BP) albumie wybrali się w intelektualną podróż, celem zrozumienia świata analogu.

I jeszcze raz Franco:

Każdy może nagrywać w swoim domu – to takie tanie i proste, by wyprodukować muzykę. Ale w ten sposób coś się traci. Wszystkie moje ulubione albumy zostały zrobione w tego typu (dużych, profesjonalnych – dop. BP) studiach. Uważam, że Daft Punk chcieli doświadczyć czegoś takiego i przekonać się, co mogą z tym zrobić.

Objaśniając niuanse realizacyjne, w podobne tony uderzał MICK GUZAUSKI, inżynier dźwięku współpracujący z Franco przy realizacji Random Access Memories. Weteran branży, mający na koncie takie nazwiska, jak Barbra Streisand, Andrew Lloyd Webber czy ukochany przez audiofilską brać za krążek Children of Sanchez Chuck Mangione, z początku nie mógł uwierzyć, kiedy został zaproszony do współpracy z grupą kojarzącą się do tej pory z innym podejściem do nagrywania:

Słyszałem ich poprzednie albumy i pomyślałem: «To jest naprawdę świetne, ale czemu dzwonią do mnie?» Nie mam wielkiego doświadczenia z muzyką elektroniczną. Potem porozmawialiśmy i usłyszałem, że chcą zrobić album retro, nawiązujący do lat 70. i estetyki disco, z prawdziwymi muzykami. Ideą napędzającą przedsięwzięcie był mariaż elektroniki z występami na żywo.

Postawienie na ludzi z krwi i kości pomogło wzbudzić twórczy ferment, objawiający się – dla przykładu – przywiązaniem wielkiej wagi do detali. Do tej pory, a znam tę historię niemal od dekady, zdumienie budzi we mnie historia dotycząca nagrywania utworu Giorgio by Moroder, tej z gościnnym udziałem włoskiego DJ-a i producenta muzycznego. W teście odtwarzacza plików Aurender X100L, który ukazał się 16 czerwca 2014 roku na łamach „High Fidelity”, Tomasz Folta przytoczył taką anegdotę:

Mało kto wie, że w utworze Giorgio by Moroder, na polecenie Thomasa Bangaltera, użyto w studiu trzech różnych mikrofonów, co potwierdza pedantyczne podejście muzyka do kwestii brzmienia. Pierwszy z mikrofonów pochodził z lat 60. ubiegłego stulecia i został wykorzystany do opowiedzenia historii z przeszłości (jesteśmy w roku 1969), drugi z nich, z lat 70., użyto do fragmentu mówiącego o teraźniejszości, i trzeci, współczesny nam, znalazł zastosowanie do opowieści Giorgio Morodera o wynalezieniu «dźwięku przyszłości».

⸜ „High Fidelity” No. 122, 16 czerwca 2016, → HIGHFIDELITY.pl, dostęp: 13.07.2023.

Warto wymienić jeszcze jeden aspekt, którego uwzględnienie pozwoliło muzykom z Daft Punk osiągnąć niebywałe rezultaty: studio nagraniowe. Obecnie, o czym już była mowa, nagrywać muzykę można wszędzie, na przykład w domu. Można to rozpatrywać jako tryumf demokracji. Nie jesteśmy (pozornie – o czym za moment) zależni od wielkich korporacji, trzymających łapę na nieosiągalnym dla nikogo sprzęcie i sprawujących władzę nad profesjonalnymi przestrzeniami do rejestrowania dźwięków. Od kilku lat mam jednak coraz mniej sympatii dla takiego rozwiązania; wywołuje ono zbyt wiele negatywnych skutków, by móc przymknąć na nie oko.

⸜ Przez długi czas nie wiedzieliśmy, kto krył się pod hełmami noszonymi przez duet – na zdjęciu ich wersje z czasów RAMfoto mat. pras. Columbia

Deprecjacji uległy między innymi liczne specjalizacje, niegdyś kluczowe. Wraz z nimi w zapomnienie odchodzi highendowa wiedza dotycząca niezliczonych tajników nagrywania, miksowania czy masterowania albumów. Wszystko to zostało wyparte przez korporacyjny – i tu wracamy do zaznaczonego chwilę wcześniej wątku – produkt, przygotowany przez ludzi, którzy ani nie mają pojęcia o fonografii, ani nie mierzą w zapewnienie najwyższej możliwej jakości. W tę można celować przede wszystkim w profesjonalnych przestrzeniach, w otoczeniu osób, które od wielu lat doskonalą umiejętności i wzmacniają etykę pracy.

W kontrze do dzisiejszych trendów, RAM jawi się jako projekt o niemal megalomańskich aspiracjach – przynajmniej jeśli chodzi o najem drogich studiów nagraniowych. Album ten budził się do życia między innymi w okraszonych hollywoodzkim blaskiem HENSON RECORDING STUDIOS czy CONWAY RECORDING STUDIOS, zawitał także do kultowych ELECTRIC LADY STUDIOS w Nowym Jorku. Mówi się, że trwające kilka lat prace nad krążkiem pochłonęły grubo ponad milion dolarów.

Przypomnijmy, że, w przeliczeniu na dzisiejsze dolary, jeden z najdroższych albumów w historii rocka. Thriller Michaela Jacksona, nagramy czasach, w których nie liczono się z kosztami, kosztował nieco ponad 2 miliony USD. W epoce robienia wszystkiego „byle szybciej, byle taniej” to nawet nie ekstrawagancja – to wyzwanie rzucone światu.

Zwróćcie muzyce lata 70.

Wszyscy znamy ten banał: „Drzewiej lepiej bywało”. Trawa była zieleńsza, ceny niższe, mieszkania powszechnie dostępne. Chociaż nie chciałbym postrzegać świata w manichejskich kategoriach, z jednym muszę się zgodzić: w dziedzinie tworzenia albumów muzycznych zdążyliśmy już osiągnąć szczyt, by potem spektakularnie z niego spaść. Żywe, wciągające i traktowane jako dzieło sztuki wydarzenia dźwiękowe, za jakie mam albumy z dawnych lat, zastąpiły komponowane na tę samą modłę utwory, które mają przed sobą tylko jeden cel: odnieść sukces na TikToku czy innym badziewiu. Co więcej, ze względu na wspomniany na początku tekstu bujny rozkwit w dziedzinie SI, można założyć, że będzie jeszcze gorzej.

⸜ Nowe wydanie albumu ukazało się w formie dwupłytowej – CD lub LP

Obecny i dający się w najbliższej przyszłości przewidzieć postęp w tej technologii szybko zastąpi wszystkich twórców, którzy nie będą w stanie wejść na wyższy, highendowy poziom. Cytować samego siebie – być może to w złym guście, ale chciałbym sięgnąć po fragment wywiadu, który przy okazji promocji mojej książki udzieliłem redakcji magazynu „Purpose”:

Sztuczna inteligencja od wielu lat intensywnie rozwija się na wielu polach i, jak wszystko na to wskazuje, już niebawem będzie mogła realnie zaszachować osoby związane zawodowo z sektorem kreatywnym. Znawcy tematu wskazują, że w XIX wieku maszyneria wyparła niskiej jakości wytwórców czy rzemieślników, ale aż do teraz nie stanowiła zagrożenia dla tej części społeczeństwa, która żyła z pracy swojego umysłu. Artyści, ludzie kultury, architekci, dizajnerzy – oni wszyscy byli do tej pory bezpieczni. To się jednak zmienia. Coraz częściej, dla przykładu, mówi się o sztucznej inteligencji tworzącej grafiki, które mogą konkurować poziomem artystycznym z pracami «prawdziwych» (to znaczy: ludzkich) twórców. Odpowiedzią na to może być «ucieczka w jakość».

Wielu na pewno nie zgodzi się ze mną, ale sam wyznaję zasadę, że praca maszyny nie ma – i długo nie będzie miała – wstępu do sfery topowej klasy. Tam nadal niepodzielnie króluje praca człowieka: jego rąk, umysłu, uczuć, namiętności. Dlatego też specjaliści (zabrzmi to być może brutalnie, ale nie udało mi się wymyślić nic zgrabniejszego) ze średniej półki zostaną zapewne w najbliższych dekadach wyparci przez SI, a poza jej zasięgiem zostaną tylko wybitni fachowcy o ponadprzeciętnym talencie. Obserwujemy to już teraz. Jeśli miałbym sięgnąć po jakieś uzasadnienie, pewnie pokusiłbym się o spojrzenie na branżę restauracyjną. W coraz większej liczbie miejsc (sam miałem okazję zobaczyć to na żywo na krakowskim lotnisku) pojawiają się kelnerzy-roboty, zastępując słabo wykwalifikowaną siłę roboczą.

Na tego typu rozwiązania na pewno nie będzie miejsca w najlepszych miejscach serwujących jedzenie: tutaj obsługa wysokiej klasy jest czymś niemal równie ważnym, co samo jedzenie. Jednak w wielu restauracjach taki kelner-robot będzie wystarczająco dobrym rozwiązaniem – i na pewno ekonomicznie bardziej opłacalnym. Za prawdopodobne uznaję, że podobna przyszłość czeka te osoby z branży kreatywnej, które nie będą w stanie (lub nie będą chciały) zaoferować high-endowej jakości swojej pracy.

⸜ „Purpose” No. 84, maj 2023, → PURPOSE.com.pl, dsotęp: 13.07.2023.

Pisząc powyższe słowa, nie myślałem o Random Access Memories, ale trudno mi nie uznać tego albumu za koronny dowód na ich słuszność. To krążek nagrany na przekór wszelkim możliwym trendom. Daft Punk z refleksją, czułością i zrozumieniem podszedł do sposobu nagrywania muzyki i zrozumiał, w czym kryje się prawdziwa magia. A kryje się ona w ludziach. Korzystając z ich pomocy, zaprzęgając do pracy staroszkolny sposób myślenia o płycie, korzystając z profesjonalnych narzędzi i nie idąc na żadne kompromisy z maszynami, powołali do życia krążek kompletny. Produkcja wspiera kompozycje, kompozycje wspierają materiały wizualne, te z kolei napędzają przygotowaną w najdrobniejszych szczegółach.

⸜ Płyty w europejskiej wersji albumu wydanego w 10. rocznicę wsuwane są w koperty bez zabezpieczenia. Warto kupić na nie antystatyczne koszulki, na przykład z firmy Nagaoka (do kupienia w sklepie internetowym → CD JAPAN).

W trakcie spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego poświęconego albumowi Thriller Michaela Jacksona ktoś w trakcie dyskusji rzucił hasło: „Thriller jest ostatnim albumem lat 70.” (więcej → TUTAJ). Bestseller wszechczasów ujrzał światło dzienne 30 listopada 1982 roku, ale trudno powyższemu stwierdzeniu nie przytaknąć. Produkcyjnie, promocyjnie i pod wieloma innymi względami hit Jacksona i Quincy’ego Jonesa był zakorzeniony w poprzedniej dekadzie, czerpiąc z niej inspirację i hołdując tym samym ideałom.

To powiedziawszy, jedno muszę sprostować: to nie Thriller jest ostatnim albumem lat 70. – jest nim Random Access Memories.

O AUTORZE

BARTOSZ PACUŁA jest antropologiem historii, członkiem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, felietonistą. 22 marca, nakładem krakowskiego wydawnictwa Znak Horyzont, ukazała się jego książka High-End. Dlaczego potrzebujemy doskonałości; więcej → TUTAJ.